Arena- Songs From The Lion's Cage
Skoro już jesteśmy w progresywnym klimacie, to nie sposób abym pominął Areną. Nagrany w 1995 roku album "Songs From The Lion's Cage to płyta z niesamowitym klimatem. Spokojne klawisze w "Out of Wilderness", przeradzające się później w typowo arenowe granie, przenoszą nas w zupełnie inny świat. W klatkę lwa. Lew ten nie wypuszcza nas z niej jeszcze długo po wybrzmieniu kończącej płytę solówki Keitha More'a. Pośród typowo progresywnych, rockowych brzmień nie zabrakło miejsca na spokojniejsze wstawki. Chodzi tu oczywiście o miniaturki " Crying For Help". W pierwszej części słyszymy jedynie klasyczną gitarę, w drugiej coś na kształt klawesynu połączonego z fletopodobnymi dźwiękami ( wybaczcie ten brak profesjonalizmu, ale naprawdę nie znam tego instrumentu;D), a w trzeciej części klawiszową wariację z kultowym już, w niektórych kręgach, dźwiękiem oldschoolowego telefonu. Dźwiękiem, który przeradza się w automatyczną sekretarkę połączoną z wyciszonym wejściem do "Midas Vision". Później tylko, zagrane całym już zespołem "Crying For Help IV" i mój faworyt. Utwór, który gości w mym odtwarzaczu od pierwszego spotkania z owym dziełem. Prawie 15 minut progresywnej ekstazy. "Solomon". Dzieło, którego, moim zdaniem panowie Carson, Nolan, More, Pointer i Orsi nie powtórzyli na żadnej swojej płycie. I mimo, że wiele genialnych utworów wyszło spod ich ręki, to ta suita z ich debiutu najlepiej oddaje kunszt i geniusz Areny.
Album od początku do końca wybitny. Kolejny, którego słucha się od początku do końca. No i ta bitwa gitara vs. klawisze w "Solomon"... Na koniec cytat:
Does it matter to you? In the lion's cage we're all the same...
Obok tej płyty trawię jeszcze Contagion. Choć Arena obecnie wydaje mi się słaba to 10 lat temu słuchałem tego krążka często. A teraz mi go przypomniałeś. Nolan się wypalił. Ale przynajmniej odkrył Johna Mitchella, jednego z najlepszych angielskich progowych gitarzystów, który nie zapomina o melodii i techniką świruje z głową.
OdpowiedzUsuń